Pamiętacie jak pisałam w niedzielę o moim niepokoju w związku z początkiem roku szkolnego razy 3? To właśnie jest super przykład na tworzenie mojego trybu matczynego „bój się“. Tryb „bój się“ jest trochę niebezpieczny. Występuje już rzadko, ale nadal się pojawia. W trybie "bój się" nie ma życia „tu i teraz“, nie ma połączenia z Górą czy w co tam kto wierzy, nie ma połączenia ze sobą, jest tylko odjazd i filmy w głowie. Po co? Bo w tym stanie paradoksalnie świetnie się poruszam, bo wtedy mogę zapomnieć o niewygodnych działaniach prowadzących mnie do rozwijania się i dobrego życia. Znacie taki stan, że jak jest za spokojnie to trzeba coś popsuć? Tak ma moja głowa, że lepiej jej iść w kierunku tych gorszych emocji niż z uśmiechem na ustach i w oczach witać kolejny dzień. 

Ot i sobie troszkę (bo po trosze początek roku szk. X 3 jest emocjonalny z założenia) zorganizowałam jazdeczkę. 

Natworzyłam sobie w głowie tych „a co będzie jak...“ pierdyliard na każde dziecko. Bardzo źle śpię od kilku nocy, bo przecież głowa najlepiej pracuje po zamknięciu oczu i wtedy jest zielone światło dla wszelkich „ a co jeśli...“ Wtedy kontrola, zarządzanie i tworzenie najlepszych w/g mnie rozwiązań na każde dziecko już się toczy...zabierając spokój ducha i emocji. 

No i jest wczoraj i dzisiaj...czyli prawie 24h po moich rozmyślaniach i trwogach. I sytuacja realna ma się tak:
  1. Miki wrócił po rozpoczęciu szkoły i trzyma w ręku teczkę z papierami, wszystko przygotowane do złożenia dokumentów potrzebnych do robienia prawa jazdy, lekarz ogarnięty, umówiony na dzisiaj, recepta na okulary wzięta dzisiaj rano z drzwi lodówki (trochę pożółkła – bo czekała od kwietnia czy maja na zainteresowanie), pomysł podróżny Syna ogarnięty wieczorem z Tatą, plus kolejne parę rzeczy do przodu, ale o tym dopiero jak pozwoli to napiszę – bo fajne rzeczy robi ten mój Syn. 
  2. Marysia w nowej szkole. Emocje były dalekie od poziomu grzybobrania. Duża szkoła. 550 dzieci. Bez zmian ufff. Klasa różorodna, duża. Pani wychowawczyni bardzo sympatyczna, otwarta, pomocna, okazała się sąsiadką z osiedla obok...Na sali widowiskowej podczas rozpoczęcia roku szk. spotkałam trochę sąsiadek z mojego osiedla. Marysia mówiła, że dużo dzieci z jej poprzedniej szkoły też widziała w nowej szkole, co oznacza, że sytuacja nie jest taka groźna i nowa. Ot i zalety lokalnej szkoły w małej miejscowości. Marysia w tym wszystkim uśmiechnięta i z tego co widzę, chce zaufać „nowemu”. Bardzo dojrzała i mądra ta moja Córka. 
  3. Matylda, echhh. Tutaj to najbardziej dostałam trochę po nosku. Bo nowy kierowca, bo nie ogarnięty, bo mówi tak (bełkocze wręcz), że go w ogóle nie rozumiem przez ten telefon – to jak on tą piątkę dzieci dowiezie do różnych szkół??? No jak? Boże, a kto z nim będzie jeździł? Oby to był ktoś bardziej ogarnięty niż on...No i kobieta żeby to była, bo wiecie, nigdy nic nie wiadomo...Czasami złe prognozy się spełniają…. Pan Marek umówił się ze mną o 6.20 pod bramą, jesteśmy z Matyśką, jego nie ma...Czujecie już ten poziom nazwijmy to delikatnie „zederwowania“? 6.23 dzwonię do p. Marka, a on mi mówi, że tak za 5-10 minut będzie....I ja już wtedy właśnie wszystko wiedziałam, czułam, że tak będzie...znacie to? On był już pozamiatany w mojej głowie i troszkę w rzeczywistości, jak już dojechał...Pani Ela, opiekunka trochę ratowała sytuację, ale na mało się to zdało o 6.37 rano, gdy stanęli przed naszą bramą, uniemożliwiając dwójce sąsiadów wyjazd z osiedla....Się ponakręcałam....jak za starych czasów. Pojechali....Dochodziłam do siebie tworząc już historię, że nie dojechali i w ogóle....I......sms od Matyldy, odkorkował mój „dupościsk“: 
Matyldy sms do mnie, o 7.44, 3.09.2019

Małgosia, to jest koleżanka/ przyjaciółka Matyldy jeszcze z przedszkola, a później z dawnej szkoły. Dużo razem przeszły zajęć i dużo się bawiły. Potem nasza znajomość się trochę rozeszła, bo dziewczyny są w dwóch różnych szkołach. Ale gdyby nie Pan Marek, nowy transport do szkoły, nie spotkałaby Matylda Gosi, z którą razem będą jeździły do szkoły. Fajnie co?

Dlatego chyba lepiej dla mnie zdecydowanie zostawić bieg wydarzeń Życiu/ Górze, a ja mam zrobić ludzkie działanie tyle ile mogę i puścić, a rzeczy się zadzieją tak jak mają się zadziać i tak tak. Tryb „bój się“ niczego nie usprawnia, w niczym nie pomaga, natomiast przeszkadza w tworzeniu, w rozwijaniu się i cieszeniu się zwykłymi codziennymi wydarzeniami takimi jak Gosia Matyldy z samego rana w tym samym busie do szkoły, jak Marysia wchodząca z otwartością i zaufaniem w nową klasę w jej lokalnej szkole, czy Miki wrześniowy ogarniacz codzienności na bieżąco. 

Dobrego dnia dla Was.