To koniec roku szkolnego, dziwnego roku szkolnego. Gdzie drugi semestr Matyldy ogarnialiśmy z Darkiem sami, wykonując i odsyłając kolejne zadawane lekcje. Piątki się sypały jak z rękawa…mocna średnia będzie na naszym z Darkiem świadectwie :). Czerwony pasek - nie wiem - ale za naszą pracę z Darkiem powinien być :) Z ulgą powitałam 8 czerwca, kiedy to miały być wystawiane oceny i zatwierdzane przez radę - czyli koniec roku szkolnego na prawdę, koniec ściemy w której uczestniczyliśmy przez 3 miesiące. Próby robienia szkoły zdalnej. Matylda udawała, że rozumie, nauczyciele wykonując mega trudną pracę, często ponad ich możliwości psychiczne i fizyczne udawali, że uczą nasze dzieci. Zadając zagadnienia, których Matyldy głowa nie ogarnia, i pewnie nigdy nie ogarnie….Uczucie mojej niewygody, uczestniczenia w jakiejś grze, która na koniec dnia jest nie fair - ani dla nauczycieli, ani dla dzieci (szczególnie z ekstra potrzebami), ani dla mnie rodzica.

Plus był jeden, ogromny takiego sposobu nauczania….

Miałam okazję zmierzyć się z nieudolnością i niepełnosprawnością - nie Matyldy, ale „systemu” edukacji, nauczania, albo przede wszystkim ściemniania….Nie uczestniczyłam w dyskusjach nad reformą edukacji, w zeszłym roku - bo po co język strzępić, na coś, na co wpływu nie mam. Zawsze rodziną dostosowywaliśmy się do tego co jest i płaciliśmy i płacimy za dodatkowe zajęcia, korepetycje z przedmiotów - czyli wiedzę i czas, których brakowało w „systemie”. I to co mi się objawiło teraz, to był dla mnie szok…Podręczniki napisane tak, że trudno przyswoić tony informacji, szczegółów, którymi okraszony jest każdy temat…Te same podręczniki są dla dzieci z ekstra potrzebami….To są podręczniki, które powinny nauczyć myśleć moje dzieci jak rozwiązać problem, jak szukać wiedzy, a przede wszystkim jak ich zainteresować….Matylda i opis najazdu Tureckiego na Polskę, albo podziały dzielnicowe Polski, albo trasa Vasco da Gammy podczas odkryć geograficznych, albo rośliny okryto nasienne i nago nasienne - heloł, po co jej to…..Procenty, graniastosłupy, sześciokąty foremne, przeliczanie jednostek miar…. - Matylda tak samo jak jej większość kolegów i koleżanek z jej szkoły nie ma myślenia abstrakcyjnego i tabliczka mnożenia stanowi wyzwanie. I nadal jest na etapie Strażniczek Tęczy, albo Sióstr na Tele Toon’ie. ….Ale o tym nikt nie myśli….to znaczy tak, myślimy o tym my rodzice wykonując grzecznie kolejne zadania i odsyłając do szkoły.
Nie jestem mamą, która odrabiała i odrabia z dziećmi lekcje. A tutaj zderzyłam się z czymś, czego nie robiłam od lat. Bo Matylda sama nie ogarnia lekcji zadawanych „on line”. Stanęłam w pełnej gotowości do lekcji, do pilnowania…Miałam już takie zapędy matczyne co by Marychę jeszcze trochę przykontrolować, ale zabrakło mi dzięki Bogu siły….
Marycha po raz kolejny pokazała, że to co musi ogarnie, dojrzale i odpowiedzialnie poniesie konsekwencje zapomnienia, zaspania. I na koniec porzuci ambicję i frustrację związane z czerwonym paskiem na świadectwie.
Po 3 tygodniach takiego nowego nauczania pomyślałam oczywiście o edukacji domowej dla Matyldy - bo wtedy na bank się nauczy dużo więcej…chciałam znowu przez chwilę pokazać jak to „im” zagram na nosie i pokażę…jak to moje dziecko będzie rozwinięte, wyedukowane….Zaczęłam zbierać wiedzę, podpytywać się innych rodziców. Ale przypomniałam sobie, że nam nie o edukację tak najbardziej chodzi….Gdy myśleliśmy nad wyborem szkoły Matyldy, to wiedzieliśmy, że stawiamy przede wszystkim na jej relacje między ludzkie, na jej uczestniczenie w życiu szkolnym, aby tak jak jej rodzeństwo mogła mieć jej rzeczywistość szkolną, jej kolegów, jej koleżanki. Lekcje robione po szkole, przymus uczenia się wiersza na pamięć, strach przed klasówką z matematyki…3 lata temu zmieniliśmy jej szkołę z kameralnej na dużą, gdzie musi teraz szukać swoich sal podczas przerwy, musi dojechać busikiem z Łomianek na Elektoralną i ona w tym jest szczęśliwa, to robi jej ramy dnia, życia….Dlatego w 5 tygodniu „lock down” pomysł upadł….i dalej wykazywaliśmy się z Darkiem. On historia, polski, informatyka, ja biologia, matematyka, geografia i reszta….

Na pewno drugi semestr szkoły był trudny, bo w tle był strach o nasze zdrowie, o Matyldę, która ma obniżoną odporność od zawsze, niepewność na ile to co mówią w wiadomościach jest prawdą, jakie są prawdziwe liczby, kiedy i czy nasz Mikołaj napisze maturę, i tłumaczenie Marysi, że czerwony pasek bądź jego brak na świadectwie nie definiuje jej życia, jej pozycji w towarzystwie, albo czegokolwiek w naszym życiu.

Przetrwaliśmy ten czas pandemii i wymuszonej bliskości jako rodzina dobrze. Oczywiście były zgrzyty relacyjne, były oczekiwania i w związku z tym rozczarowania. Ale też nikt nikomu nie zrobił awantury życia, nikt nie uderzył w jakieś mega nieczucia i niebycia wynikające z właśnie „narzuconej bliskości” - a tym samym znieczulania się różnymi serialami, jedzeniami, zakupami, bądź awanturowaniem się i szukaniem „onych” winnych.
To co prowadzi mnie i chyba też moich bliskich w każdym trudnym czasie do dobrostanu to:

* uczciwość wobec siebie i innych,
* bycie użyteczną dla innych, i zgoda na oddanie kawałka siebie „dla dobra” czegoś, kogoś,
* autentyczność,
* prawda i moje wartości - które są kompasem każdego dnia,
* nie zamiatanie spraw pod dywan ,
* rozmawianie ze sobą - bez „żorżeto - ściemy” (żorżeto ściema to taki ton głosu kryjący wszelkie moje wkurzenia i niegodzenia się na coś, ale mimo wszystko z gardła wydobywa się mega nienaturalne „tak” )

    I mega ważna rzecz przy prowadzeniu dzieci przez życie, tym bardziej przez trudniejsze jego momenty. Ciągłe zadawanie sobie pytania: na czym mi jako mamie tak na prawdę zależy w tej sytuacji….bez oglądania się na musie i powinności ze świata zewnętrznego (kiedy ma mieć czerwony pasek, kiedy ma coś zrobić, gdzieś się przemieścić, zdać do takiej czy innej szkoły, ubierać się w taki czy inny sposób, kolegować się z tą osobą czy inną, malować się, farbować włosy, wracać wcześniej czy później do domu po imprezie….itd.)
Każdy rodzic na pewno poczuje na czym mu zależy, jak da sobie trochę ciszy, jak pozwoli sobie poczuć i odrzuci wszelkie musie i powinności idące od Kowalskich, Nowaków, Agi, Julii, czy sąsiadki spod 18b, bądź koleżanki z pracy - musie często niszczą naszą relację z naszymi dziećmi. Bo to co sprawdza się u innych nie musi być dobre dla mojego dziecka. I nie ma wzorca z Sevres na relację z dzieckiem, tak samo jak nie ma wzorca na relację z partnerem i na każdą inną…..

Jeżeli byś miała ochotę poszukać Twoich potrzeb, „powinności” , które Tobą kierują przy prowadzeniu Twoich Nastolatków dzwoń, pisz, z chęcią podzielę się moją wiedzą, doświadczeniem…a mam ich dużo:)

Dobrego czucia i odbioru….E


Dziewczynka pisze na kartce papieru i robi obliczenia
Matylda przepisuje przygotowane przeze mnie prace z matematyki, kwiecień 2020






Dziewczynka z Zespołem Downa odpoczywa podczas jazdy na rolkach
Matylda na lekcji "zdalnej" w-f, kwiecień 2020

Dziewczynka z Zespołem Downa trzymna na rękach psa i ogląda książkę
Piknik i wyjście z lekcjami na łąkę - lekcje w plenerze, czerwiec 2020




rysunek flamastrami, rodzina
Matyldy rysunek w ramach lekcji plastyki, Moja Rodzina, maj 2020