Temat strat i potrzeb jest niezmiernie ważnym, na każdym etapie naszego życia. Tylko, albo aż, pooglądanie kolejnych stron uwierającego nas wątku życiowego, danie im uwagi doprowadza mnie do jakiegoś sensownego momentu – innego od frustracji i odcinającego myślenie „zdenerwowania”. Zrobienie czasami trudnego dla mnie rachunku matematycznego, a potem powolna akceptacja i wprowadzenie zmian pozwala mi często nie zwariować i iść dalej. Nie to, że taka mądra byłam od razu….

Pierwszy duży bilans strat i nie zysków tylko POTRZEB powinnam była zrobić po urodzeniu się Mikołaja.

Myślę, że gdybym ogarnęła temat też przy Matyldzie i Marysi dając sobie jeszcze miejsce na spotkania z innymi mamami dzieci z ZD albo inaczej potrzebujących, albo w ogóle z innymi matkami pewnie uniknęłabym tego czarnego potwora, który pochłonął mnie w pewnym momencie zabierając radość i dużo chęci życia.

Dzięki Bogu życie ewaluuje, razem z moją matczyno - kobiecą dojrzałością, mądrością…i teraz bym nawet chwili się nie zastanawiała tylko pruła do pierwszej znanej mi grupy wsparcia – zaraz po urodzeniu się dziecka.

Tak jak mówiła Zofia Milska - Wrzosińska w przytaczanym na moim fb cytacie, że został stworzony jakiś chory mit nowej matki ekstrapotentki, która niemalże zaraz po połogu wstaje i idzie z niesłabnącym uśmiechem i ze swoim pięknym wózkiem (z obowiązkowo słodko śpiącym i/ lub uśmiechniętym bobasem) do parku, a zaraz potem wszystko się tak układa, że jest super matką, żoną, i do tego robi karierę jako freelancerka realizując swoją pasję i oczywiście dalej spędza z dzieckiem odpowiednią ilość czasu na rozwijaniu jego/ jej kreatywności – dziecka oczywiście….hehehe każda by tak chciała, ale….

A jak jest naprawdę? Ale tak naprawdę, naprawdę….No jest mało medialnie i fejsbukowo....Tutaj mogę się podzielić tylko moimi historiami, ale z tego co już wiem, nie jestem odosobniona w moich doświadczeniach. 

Naprawdę to miałam wrażenie, że jestem fatalną żoną, matką –zbyt mało wrażliwą na potrzeby mojego dziecka, zbyt mało poświęcającą mu czas, nie taki jakościowo czas itd….Dzisiaj wiem, że trudno być tą matką z obrazka, ba, nawet sobą ze starego życia, jak śpisz przez kolejne dni po 3 godziny na dobę, jak Twoje ciało po dziecku jest bardzo nie Twoje, głowa przy takim super zmęczeniu przestaje być moją, jak Twoja sprawczość w działaniu w ciągu dnia jest wymazana gumką i zostały może ze 2 literki z całych 10 całego słowa…bo dziecko ma inny plan na Ciebie. 

Jak stajesz się zrzędliwą jędzą dla swojego męża, o jakichkolwiek uniesieniach romantyczno miłosnych zapominasz na wiele miesięcy – ukojeniem w bliskości może być masaż karku albo stóp przez męża, albo uwaga….znalezienie odpowiednich silikonowych kapturków na poranione piersi – żeby dalej karmić…. ponad 18 lat temu było mega trudno znaleźć, dokładnie te silikonowe– ale On je znalazł.

Temat początków macierzyństwa wydaje mi się, że jest zamykany w typach porodów, wyborze asysty przy porodzie, szkołach rodzenia, szpitalach, ortodoksyjności karmienia piersią i całym biznesie doradców laktacyjnych, chustowych później wyboru gadżetów niezbędnych do bycia w szczęśliwości z dzieckiem w domu, mój antyulubieniec to miśszumiś (trudny gadżet przy nadwrażliwości matki). Tylko jak już ochłonęłam jako nowa mama po wszystkich „trudnych” wyborach przed porodem i po porodzie, to później przyszło normalne, bardzo szare życie. I na nic zdał się wypasiony wózek Chicco, łóżeczko wtedy z Mother Care (co oznacza, że jestem bardzo dojrzałą mamą) – w którym moje dzieci nigdy nie spały czyli też nigdy nie przytulały się do osłonek kolorowych w zwierzątka, i karuzelki mało chciały słuchać. 

Mimo tego całego zakupowego niezbędnika na „Nowe Życie” nie poczułam się lepszą mamą, nie poczułam się bardziej wyspana, mniej samotna, mniej zagubiona. Chciałam spać, odpocząć, oddać wózek z dzieckiem babci na spacer i żeby mąż wrócił choćby 10 minut wcześniej z pracy i żebym mogła mieć chwilę spokoju w głowie bez bycia w ciągłym trybie stand-by.

Uważam, że na porodówkach nowe mamy powinny dostawać do ręki dokładną rozpiskę z miejscami gdzie dostaną wsparcie i to już teraz, żeby jak wrócą do domu i zniknie aura uniesienia i zacznie się to Nowe Życie, po prostu nie zwariowały. 

Pejzaż, Rospuda, Nowinka, maj 2018, fot. Ewa Bagińska
Rospuda, Nowinka, kolejna nasza wiosenna podróż motocyklowa, maj 2018, fot. Ewa Bagińska

odpoczynek po zajęciach jogi w Grecji
Przerwa w asanach, joga z Kasią Bem, Aegina, Grecja, widok na wysepkę Moni, wrzesień 2017

Rodzinne zdjęcie
Ja z moimi dziećmi, listopad 2019