Potrzeby mają pierwszeństwo... To jest zapis, który jest ujęty w każdym kontrakcie spisywanym w Stu Pociechach podczas startu grupy czy warsztatów. 
Pierwszy raz zobaczyłam ten zapis właśnie w „Stu“ jak zaczynałam moją szkołę Trenerów Grup Wsparcia. Niby bardzo proste i takie jasne, ale....zapis jako uczestniczce dał dużo wolności i odebrał napięcie związane z byciem w nowej grupie, z ludźmi, których nie znam. Zabrał dużą część powinności czyli chęci zaspokajania potrzeb innych osób... Myślę, że jest to zapis bardzo ważny w ogóle w życiu każdego z nas, a już na pewno nas kobiet ekstrapotentek rzeczywistości. Bo gdy łapię wkurzenie czyli fazę początkową nie zaspokojenia moich potrzeb, to wiem o co pytać siebie i jak ogarnąć w sobie tupiącego ze złości „małego człowieka“. Tupiemy ze złości bo nie wyspana, bo zmęczona, bo zgodziłam się coś zrobić dla kogoś, a tak w ogóle to skręca mnie na samą myśl o „tej“ pomocy, bo nie przygotowałam sobie jedzenia i po 7 godzinach przypomniałam sobie, że nic nie jadłam....i jest dym...., bo nawrzeszczałam na bliskich i głupio mi przeprosić, bo przejechałam parę razy w ciągu dnia na pomarańczowym i czuję, że pośpiech mnie zabija....Ciało nasze, emocje dają nam wtedy wiedzę – każde poczucie winy, wstyd, albo tylko zakłopotanie czy z ciała: sztywność karku, bóle barku, krzyża, szyi dają znaki co poszło nie tak– a Ty masz zatrzymać się na chwilę i posłuchać, zapytać się siebie, czego Ci brakuje, przyznać się, że coś zwaliłaś po drodze, czegoś sobie nie dałaś – i dostarczyć najlepiej w szybko płynącej kroplówce. Pewnie, można zaraz powiedzieć, jak to ja kiedyś zwykłam takie pomysły sabotować, że no w sumie kiedy mam o siebie zadbać, zarobiona jestem, czasu mało, mąż nie pomaga, dużo pracuje, dzieci małe, albo zbuntowane nastolatki, albo że przy dziecku z Zespołem Downa to tyyyyyle roboty...STOP, gówno prawda....dla mnie czerwoną lampą nawołującą do pogadania ze sobą było:
  • jak padałam na twarz ze zmęczenia też „emocjonalnego“ czyli rozkmin całodziennych, 
  • pies sąsiadów za głośno szczekał (nie to, żeby moje, a mam ich 2), 
  • dzieci sąsiadów za bardzo krzyczały na podwórku, 
  • kierowcy byli tacy nieuprzejmi „dzisiaj“, 
  • mąż proponuje mi poranną kawę (i znowu nie pamięta, że nigdy nie pijam rano kawy), 
  • dzieci w ogóle nie tak się zachowywały 
i wtedy stawałam się jędzą, zrzędzącą żoną, pouczającą synową, córką, siostrą osłabioną ciągłymi wyrzutami sumienia i poczuciem winy. 

To, że łatwiej nam dbać o innych niż o siebie to już każdy wie... Przy nie zapełnionej swojej filiżance (patrz poprzedni post) to średnia użyteczność dla innych z tego będzie. Masz do wyboru, albo poszukać dobrego psychiatry i/ lub terapeuty uzależnień (nasze ciało, umysł są bardzo mądre i znajdą sposób na wyrównanie braków aby przeżyć) albo jednak znaleźć sposób, aby zatrzymać się i podpytać siebie co tam potrzebujesz z tych rzeczy, zazwyczaj podstawowych i je sobie dostarczyć. 

Pewnie Ci brakuje: 
  • bezpieczeństwa (wolniej jeździć samochodem, bez wjeżdżania na pomarańczowym świetle, wolniej chodzić i mniej spraw załatwiać w ciągu jednego dnia), 
  • fizjologii (sen, odpoczynek, jedzenie, picie), 
  • Może tęsknisz za pobyciem z mężem/ partnerem, z drugim człowiekiem, 
  • Może potrzebujesz wyjść do ludzi (koncert, teatr, spacer w parku, kino) 
  • Może potrzebujesz samorealizacji (praca, zainteresowania) 
Ale też na bank nie chodzi wtedy o nowy rodzaj wdzianka, albo nowy samochód, który doda Ci serotoniny i chęci do życia. 

UWAGA....tutaj możemy natknąć się na pułapkę. Bo jest jeszcze taki temat „potrzeby versus pragnienia“. Potrzeby to są te, które organizują nam życie, bez nich po prostu nie żyjemy, są za darmo. Pragnienia to jest ten zbiór tematów, których nie potrzebuję, aby przeżyć, ale bardzo chcę je mieć. Czyli kiedyś mi się wydawało, że moje życie będzie piękniejsze jak będę miała bluzkę tą konkretną z tej reklamy, albo jak objem się pod korek moim ulubionym tortem czy ciastkami z łomiankowskiego Tiramisu. Wychodząc co godzinę wtedy na ukochanego papierosa cienkiego, eleganckiego palonego w samotności, bez małych dzieci, zmieniałam mój czas na fajnieszy. Szukając kolejnych zajęć dodatkowych dla moich dzieci miałam pragnienie, aby byli jeszcze mądrzejsi i lepiej poradzili sobie w życiu (dobrze, że moje dzieci są asertywne i wiedzą od zawsze czego chcą i nie dały się wkręcać w moje pomysły)....itd

I fajnie jest mieć pragnienia, ale tylko wtedy jak masz ogarnięte swoje potrzeby, bo realizacja pragnień, marzeń smakuje dużo bardziej jak jesteś wyspana, wypoczęta, ukochana przez najbliższych, jesteś otoczona ludźmi z którymi jest Ci dobrze . I żeby było śmieszniej, jak masz zaspokojone wymienione wyżej potrzeby to ilość pragnień się radykalnie zmniejsza. 

U mnie działo się tak, że nawet jak już zrealizowałam moje pragnienie, przy gigantycznym zmęczeniu czy niewyspaniu, to cieszyło tylko chwilę....i szczęścia nie dało na dłużej. 

Dlatego idę w potrzeby, są za darmo, łatwiejsze do zrealizowania, dają dobre samopoczucie na dłużej. Temat potrzeb, ich rozpoznawanie i dostarczanie, przedefiniował u mnie temat szczęścia, dobrostanu w różnych dziedzinach. Cdn....

Kojący widok z naszych podróży, Portugalia, 2019 
Oświetliły mi temat potrzeb: 
Fundacja Sto Pociech i warsztaty i grupy, które miałam przyjemność oglądać
Marzena Kopta i jej podcasty o potrzebach
Książka „Potrzeby to podstawa” Agnieszki Skowrońskiej


#potrzebymatki
#rozwójosobisty