Od paru tygodni współprowadzę z Marysią Smereczyńską, ze Stu Pociech, grupę on -line dla kobiet, stażuję też i podpatruję prace moich koleżanek i trenerek przy prowadzeniu kolejnych grup dla matek. Tematy gorące i aktualne na teraz to:

- lęk, strach, niepokój o „jutro”,
- częste matkowe stanie „pod ścianą” z bezsilnością, tonami emocji, bez możliwości ucieczki…
- relacje domowe, te najważniejsze, z mężem, partnerem, kto „teraz” pracuje, kto „zajmuje” się dziećmi, czyja praca jest ważniejsza w tej chwili, kto bardziej jest zmęczony, kto jest bardziej skłonny do kompromisu (nie lubię tego słowa ściemy i pułapki, ale o tym kiedy indziej)
- jak być w tym trudnym czasie super pracownikiem, perfekcyjną mamą, idealną żoną i to w jednej osobie…
- tęsknota za otwartą zieloną przestrzenią,
- strach kobiet/ mam przed zostaniem samemu z dzieckiem, małym dzieckiem, albo dużym dzieckiem i jego szkołą on line i swoją pracą on line, podczas gdy partner/ mąż właśnie wraca, albo lada dzień wróci do pracy takiej realnej - już nie z domu,
- złość i niezgoda na władzę, na system, na „onych”….

Jak „stoję pod ścianą” to:
  •  po wielu razach bycia tam, dzisiaj już nie dopuszczam do bycia pod ścianą….czyli uczę się zerkać do mojej „filiżanki” i sprawdzam kiedy poziom moich niezrealizowanych potrzeb przyjmuje niebezpiecznie niski poziom. Jak taki się pokazuje to zakasuję rękawy, gadam ze sobą co potrzebuje i uzupełniam ten zapas, bo on jeszcze długo będzie mi potrzebny i mojej rodzinie….
  • muszę pobyć sama ze sobą, ja akurat w taki sposób najlepiej ładuję moje akumulatory, gadam wtedy z moim lękiem, fochem, złością, niemocą i innymi…
  • modlę się, czytam literaturę, afirmacje wspólnot 12 krokowych - to daje mi ciszę i spokój w głowie. Otwieram książkę tam gdzie mi się otworzy i zawsze znajduję coś dla siebie. Każdy ma swoją Biblię/ Pismo Święte, czy lektury/ drogowskazy do wznoszenia się ponad niewygodę, która jest teraz.
  • wersja 5-10 minut na reset. Cokolwiek bym nie robiła staję/ siadam/ zaprzestaje robić cokolwiek co robię , kieruję uwagę na to czy i jak moje stopy dotykają do ziemi, i oddycham nosem do brzucha, do serca, wyobrażam sobie jak tlen, który wdycham rozchodzi się po całym ciele z całym swoim dobrem, tlen dochodzi też do palcy u rąk i nóg, a tlen który wydycham zabiera wszystkie złe „rzeczy” z mojego ciała i wychodzi ustami albo nosem. I tak 5 już robi spokój.
  • wersja 30 - 60 minut, mam 2 psy i wychodzę z nimi „na wały” nad Wisłę, tam wystawiam twarz do słońca i znowu oddycham, wizualizuje sobie jak to dobro ze słońca dociera do mnie, do mojego ciała, a wydycham myśli, emocje, które mi teraz przeszkadzają, jak nie ma słońca to i tak oddycham i jestem w danym miejscu gdzie jestem. Albo skupiam się tylko na stawianiu stóp na ziemi, na kolejnych krokach i jak stawiam je na ziemi. To odwraca uwagę od mojej głowy w której w czasie „stania po ścianą” kręci się długaśne spaghetti (niekończące się myśli).
  • medytacja w ruchu, „Calligraphy Health System" (moje odkrycie z zeszłego tygodnia), Taniec 5 rytmów, Gabrielle Roth, Movement Medicine, - zestaw ruchów z muzyką albo bez…robi mi dużo dobrego, każdego poranka….ale myślę sobie, że zadziała też jak będzie mi bardzo źle w głowie, oddycham i tańczę.
  • ćwiczenia oddechowe na uspokajanie umysłu (pranayamy z jogi i medytacje)….
  •  jak już mega źle, to wsiadam w samochód i jadę…a potem krzyczę, wrzeszczę, płaczę - chrypa utrzymuje się przez parę dni , ale jaka ulga….i domownicy są cali, a ja z godnością idę dalej:)
6 porad gdy  czujesz się pod ścianą

Główna zasada  jest taka, że w sytuacji kryzysowej, robię wszystko co może mnie wyprowadzić z beznadziei, agresji, frustracji, złości, które mam jak „stoję pod ścianą”. Pamiętam, że kiedyś, jak dzieci były małe, to napisałam sobie karteczki z instrukcją dla mnie, Ewy, co mam robić jak wydaje mi się, że więcej już nie dam rady….Polecam…Takie karteczki tworzyłam w czasie spokoju i ciszy w głowie….a nie jak już para uszami wychodziła…….

Wiem też, że nie wolno mi w moim gorszym czasie (to znaczy wolno, ale potem trudno będzie wyjść z całego zamętu z koroną na głowie):

- obwiniać o mój stan, domowników, partnerów, mężów, teściów, rodziców, władzy, systemu…bo przecież my matki, kobiety - ekstrapotentki codzienności same nie umiemy powiedzieć dość naszemu poświęcaniu się, musiom, powinnościom, a nasze poświęcanie, jechanie za długo na rezerwie nas wyczerpuje i prowadzi „do ściany”,
- straszyć rozwodami, odejściami, horrorami domowymi….bo potem głupio w stosunku do siebie, partnera/ męża/ dzieci,
- nie snuć planów, fantazji co to nie zrobię jak wszystko minie….bo oczekiwania = rozczarowania i kolejne urazy do „onych” albo siebie, bo się nie spełniło.
- wyczerpywać swoich zapasów „dobrego” tak zupełnie do 0 %……..20% paliwa już jest alarmujące…

I zawsze pamiętam, że to „stanie pod ścianą” to jest jakiś etap, ciągnący się w danym momencie w nieskończoność, ale cały czas jest to jakiś etap życia, część roku, miesiąca, dnia, które za trochę miną i będzie jak dawniej, lepiej, inaczej.