Miałam ostatnio konsultacje z jedną z mam. Mamę znam już jakiś czas, jest ekstrapotentką kobiecości, pracowitości, macierzyństwa i pewnie wielu innych dziedzin - jak przystało na nas, kobiety. Zapracowana, samotnie długo wychowywała córkę, od paru lat jest w relacji z partnerem. Z dzieckiem wszystko zazwyczaj ma przegadane, ustalone. Świadome, uczciwe macierzyństwo. Czasami jedna drugą wkurza i to tak porządnie, ale któż tak nie ma z dorastającą córką? Julia ma lat 13 i zaczęła być nastolatką, tak standardowo: fochy, krzyki, zmiana zdania co chwilę, itd... Ok, zawsze była bardzo asertywna, pełna pomysłów, żywa - liderka wśród dzieci. Teraz jest inaczej, bo często mocniej, bardziej krzycząco, asertywnie….
I to co robiła z zajęć dodatkowych, poszkolnych - zaczyna jej się zmieniać. Lubi wygrywać, a w jej dziedzinie sportowej też wygrywa, ale podobno ostatnio nie zawsze. A teraz jej się zupełnie odwidziało i nie chce już. Po wielu latach sukcesów, wygrywania zawodów i bycia chwaloną przez trenerów powiedziała, że już nie….Jeszcze czasami pójdzie tam, ale zarzeka się, że już nigdy tam nie wróci.
Mama pyta mnie: Jak jej przetłumaczyć, żeby kontynuowała. Czy opłacać kolejne zajęcia, czy to ma sens?

Myślę, że każda mama jest specjalistką od czucia swoich dzieci, a przede wszystkim siebie:) Ja mogę tylko dzielić się moim doświadczeniem i pomagać dotrzeć do tego, co mamie jest potrzebne, na czym jej zależy i czy da radę poczuć, czy jest to chwilowe pragnienie/ pomysł córki czy to jest coś ekstra ważnego na ten moment.

  • z moimi dziećmi gadałam dużo o ich rezygnacjach/ pomysłach na nowe.
  • umówieni byliśmy, że idziemy jeszcze na 3 zajęcia i jak nie zachce się znowu to nie, odpuszczamy…
  • a może potrzebna jest wakacyjna przerwa?
  • a może nowe wyzwania czekają na nasze dziecko?
  • a może inny trener, grupa, miejsce?

Wiem, wiem, lata kasy wkładanej w dany sport, czy aktywność, tysiące godzin, logistyka na dowożenie, często wszystko postawione na głowie, bo trening, zawody, wystawa, konkurs, ta sama grupa znajomych rodziców trenujących dzieci - z którą trzeba się rozstać.

Ale uwierzcie mi, lata wcześniejszej pracy dziecka "nie pójdą na zmarnowanie". To jest mega doświadczenie, praca i budowanie się dojrzałego człowieka w dziecku. To Wasze wożenie jego/ jej na sporty, plastykę, akrobatykę, wspinaczkę to wszystko go/ją buduje, charakter, zdrowie, determinację i tony innych rzeczy. I to nie idzie na marne….A przede wszystkim buduje Waszą więź rodzic - dziecko - bo Wy w tym uczestniczycie, organizujecie - dzieci czują się dla Was ważne.

Spróbujcie przez chwilę poczuć tą emocję: "bycie dla kogoś ważnym" - mega wzmacniający stan, co?


I jakby druga część historii napisana przez ostatnie dni:
     Jest i druga mama, inni rodzice. Tym razem rodzice dorosłych już dzieci. Syn właśnie po maturze, córka już hen, hen w dorosłym świecie. A. wcześniej trenował przez chyba 12 lat pływanie. Był w tym bardzo dobry. Pobudki latami o 5 rano…bo basen. Cała rodzina podporządkowana treningom, zawodom, zgrupowaniom…Gdy szkoła z basenem była blisko to jeszcze ok, potem dojazdy do centrum, szkoła sportowa, trener i basen też w drugim końcu Warszawy. I niedawno z rok, dwa lata temu przychodzi Mikołaj i mówi, a wiesz mamo, A. rezygnuje z pływania. Byłam w szoku, nie mogłam uwierzyć….Wszystkie dzieci mogłyby zrezygnować ze wszystkiego, ale nie A, on to na prawdę lubił i robił……Zadzwoniłam do mamy i pytam z niedowierzaniem. A ona mówi, na spokoju, że tak właśnie zadecydował jej syn…..Mają przegadane i tyle. Może to oznacza, ze coś się zmienia i na razie tak ma być.

Za chwilę A. zaczął tworzyć muzykę, grać koncerty, nagrywać swoje utwory….Poszedł w nowe z mega fascynacją, oddaniem….Dzwoni do mnie mama A. w zeszłym tygodniu i mówi, że tak się cieszy, że A. dostał już się na studia. Ja oczywiście pytanie gdzie? Przekonana byłam, że muzyka….Nie, nie, nie…
Uniwersytet w Hadze, Holandia, Menadżer sportu….Ja pytam się jak to? Myślałam, że muzyka…

Jakiś czas temu przyszedł A. i mówił o tych studiach, że idzie właśnie tutaj, bo z muzyki jak na razie nie utrzyma ani siebie, ani przyszłej rodziny. Co za dojrzałość młodego mężczyzny? To nie byłoby możliwe gdyby nie lata sportu, rodzice stojący murem za synem i jego wyborami….

Ot i takie piękne prezenty dostajemy jako rodzice…
I te lata władowanych pieniędzy, czasu, naszych myśli nigdy nie idą na marne. Tylko nikt nie jest wróżką, jasnowidzem (a szkoda) i nie odpowie nam po co nasze dzieci, dokonują rewolucji zajęciowych, po co zmieniają? Bo muszą mieć miejsce na nowe, żeby je poczuć, potestować.
Dlatego często trzeba mieć siłę rodzicielską, zaufanie (do siebie, do dziecka, świata) aby odpuścić i iść za dzieckiem dalej, albo na chwilę zająć się sobą, relacją z partnerem, pasjami naszymi, innymi dziećmi, aby dziecko „w zmianie” w ciszy, spokoju, często w nudzie, mogło poszukać swojej kolejnej drogi.
Do zobaczenia wkrótce....

Niektóre imiona, miejsca i szczegóły zostały zmienione.